Gwałtowny rozwój technologiczny przyczynia się do zmian społecznych i politycznych, spośród których jedną z najważniejszych jest szeroko pojęta kondensacja przekazu. Polega ona na tym, że media, a także osoby używające portali społecznościowych na czele z politykami, coraz częściej starają się silnie skracać swoje wypowiedzi, by zawrzeć je w przystępnej pigułce, której przyswojenie nie jest czasochłonne. Jest to oczywiście wynikiem nadmiaru bodźców, który jako ludzie odczuwamy każdego dnia: ciągle towarzyszą nam różnego rodzaju przekazy wizualne czy dźwiękowe, a różnorakie media toczą nieustanną walkę o to, by zyskać naszą uwagę choćby na moment. W świecie nieustannego hałasu wygrywa ten, który potrafi krzyczeć jeszcze głośniej od wszystkich innych – prezencja i umiejętność barwnego zaprezentowania własnego zdania jest zatem obecnie jeszcze ważniejsza niż za czasów debaty Kennedy’ego z Nixonem, którą ten pierwszy wygrał, bo wypadł po prostu lepiej na ekranach telewizorów. Standardy ulegają zmianie, a sprawni mówcy umieją się do nich dostosować. Problem polega jednak na tym, że nie wszyscy chcą grać czysto, a niektórzy, celem zbicia kapitału politycznego, są gotowi złamać wszelkie pisane i niepisane reguły gry, czego rezultatem są zjawiska takie jak korupcja czy nadużywanie uprawnień, ale przede wszystkim populizm polityczny.
Kim jest populista?
Kierując się definicją stricte słownikową, należałoby powiedzieć, że populizm jest w praktyce głoszeniem chwytliwych haseł celem zdobycia poparcia społecznego, nawet jeśli te hasła i tezy nie mają większej podbudowy merytorycznej. Choć działania takie sprzyjają pobłażliwej, pochopnej ocenie faktycznego zagrożenia, prawda jest taka, że propagandzie populistycznej bardzo łatwo jest ulec – przede wszystkim dlatego, że populiści na ogół bardzo dobrze wypadają we wszelkiego rodzaju debatach. Faktycznych ekspertów dopada w nich bowiem zmora, którą w nauce określa się mianem efektu Dunninga-Krugera – polega on na tym, że jako ludzie naturalnie czujemy coraz mniejszą chęć zajmowania zdecydowanych, bezwzględnych stanowisk, im lepiej znamy się na danym temacie i na związanych z nim niuansach. Na ogół w debacie publicznej ma miejsce odwrotna sytuacja, bowiem ludzie często dopatrują się prostych rozwiązań skomplikowanych problemów i bardzo się cieszą, kiedy na arenie politycznej pojawi się wreszcie polityk, który mówi ich głosem.
W takiej sytuacji pojawia się oczywiście szereg problemów, które koniecznie należy rozważyć. Problem, który należy rozpatrywać w debacie ogólnopolskiej, bardzo rzadko ma rozwiązanie, które da się skwitować jednym zdaniem – gdyby miał, to nie byłby w końcu żadnym problemem. To, że ludzie bez zmysłu politycznego ufają swojemu przeczuciu, nie jest oczywiście niczym złym, można to wręcz określić mianem jednego z uroków demokracji. Problem pojawia się jednak w sytuacji, kiedy politycy z premedytacją wykorzystują te przeczucia, by zbijać na tym kapitał polityczny – innymi słowy, proponują proste rozwiązania skomplikowanych problemów, mimo że zazwyczaj zdają sobie sprawę z tego, że tak w praktyce nie jest. Takie wyrachowanie i pełnoprawna manipulacja jest częstym zjawiskiem, ale zdarzają się też populiści zupełnie naturalni, którzy bez najmniejszego poczucia zażenowania ani wątpliwości głoszą swoje tezy, które nie mają poparcia w faktach lub to poparcie jest bardzo mocno naciągane.
Fake news, a populizm
Trudno jest powiedzieć jednoznacznie, czy populizm wynika ze złych intencji polityka – sytuacje, w których ludzie z premedytacją głoszą w przestrzeni publicznej fałszywe lub zmanipulowane tezy, by wprowadzić zamęt i zamieszanie, należą mimo wszystko do rzadkości. Są oczywiście populiści wyrachowani, ale chęć zbicia kapitału politycznego trudno jest określić mianem jednoznacznie złej, bo na tym polega przecież profesja polityka i nawet jeśli wykorzystywanie niewiedzy innych jest nieetyczne, to na pewno nie jest nielegalne. Populiści z tego właśnie powodu nie stosują w swojej retoryce informacji, które można jednoznacznie zaklasyfikować jako fake news – znacznie bardziej lubują się natomiast w manipulacjach, które przybierają postać na przykład niedopowiedzeń lub umyślnego wycięcia korzystnego dla nich szczegółu z ogółu jakichś statystyk. Jest tak dlatego, że dla populisty największym zagrożeniem jest przyznanie się do błędu, ponieważ w reprezentowanym przezeń świecie prostych, efektywnych rozwiązań nie ma miejsca na jakiekolwiek błędy, a sam populista musi sprawiać wrażenie bycia panaceum na wszystkie możliwe problemy, trapiące nasze społeczeństwo. Manipulacja pozwala mu wskazać czynnik, który zawiódł, czyli na przykład wspomniane statystyki, nawet jeśli zostały po prostu źle odczytane; populista nigdy nie skłamał, populista zawsze został oszukany i to nie była jego wina. Takie podejście wiąże się również z klasyczną figurą retoryczną, jaką jest wskazanie wroga: populiści lubią bowiem stawiać się w opozycji do całego zastanego porządku, a następnie budować u ludzi poczucie zagrożenia i wrażenie konieczności zajęcia stanowiska w tym konflikcie – a kiedy wybór jest sprowadzany do typowej dychotomii dobro konta zło, w której dobro jest zawsze po stronie populistów, to coraz trudniej jest dziwić się temu, że tak wiele osób wpada w ich sidła.
Jak bronić się przed populizmem?
Politycy populistyczni żywią się poczuciem zagrożenia, które wywołują u swoich wyborców – kluczem do oparcia się ich retoryce jest zatem zdystansowanie do bieżących wydarzeń politycznych, a także wrodzona wątpliwość w stosunku do tez, które głosi się w debacie publicznej. W praktyce chodzi zatem o to, by nie przyjmować niczego na wiarę, nie emocjonować się i nie bać się wtedy, kiedy dany polityk nakazuje nam się bać i opierać. Jeśli zajmujemy stanowisko w jakiejś sprawie, to dobrze jest nie kierować się pojedynczą, szczególnie atrakcyjną opinią, lecz cierpliwie zająć się rozpoznaniem poglądów obu stron na daną sprawę. Wymaga to oczywiście wielkiej siły woli, ale są to działania niezbędne, które musi podjąć każda osoba, żywo zainteresowana utrzymaniem wysokiego standardu debaty publicznej, a co za tym idzie – wysokiego standardu samej demokracji.